sobota, 10 października 2015

Na (prawie)Swoim

      Pisałam, w którymś poście, że będę się przeprowadzać. I voilà, tydzień minął już w nowym mieszkaniu. Mieszkanie to za dużo powiedziane. W pokoju z kuchnią i łazienką. Ale nie od razu Rzym zbudowano. To mieszkanie  jest rodzajem testu na stabilność relacji Naszej wspaniałej trójki W&I&M. Pomieszkamy, zobaczymy. Mimo wszystko mam nadzieję, że długo tu nie zabawimy. Tu w sensie w tym konkretnym mieszkaniu.
      Dwoje dorosłych + 2 letnie dziecko w kawalerce, brzmi ciekawie. M. próbuje zasnąć bo na 5 do pracy a W. w najlepsze skacze po łóżku i domaga się bajek. Znowu jak W. śpi to M. akurat musi wyciągnąć z plecaka jakieś szeleszcząco-hałasujące zawiniątko. I  taki magiel codziennie. Najlepsze w tym jest to, że nikt nikomu za złe tego nie ma. Także relacje, pomimo niewielu m/2 są wzorowe.
A jak samo mieszkanie?
      Hmm.. Powinnam napisać coś w tylu ,,ohh świetne, odmalowane, panele na podłodze, jacuzzi, sauna, zmywarka, gosposia" i nie wiadomo co jeszcze. No ale nie. Jest zupełnie inaczej.
Stare budownictwo, a więc pająki i inne chodząco-pełzające ohydztwa. Pełno muszek owocówek. Już nie wiem skąd one mogą się brać. Przepatrzyłam wszystkie kąty, gdzie mogły się lęgnąć i nic. 
Stare podwójne okna ze szprosami, kto ma lub miał ten wie jak wspaniale się je myje. W dodatku tak brudne, że światło do mieszkania nie wpada. A umyć nie mam kiedy bo dziecię podziębione w domu, za duże ryzyko.
Łazienka jest największą zagadką. Pomijając fakt, że jest mała i mój M. jako postawny facet musi się nieźle nagimnastykować wycierając się po kąpieli to mamy w niej małe okienko nad ubikacją. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że owe okienko wychodzi na korytarz na klatce (mamy zamykany na klucz długi korytarz, z którego się wychodzi na klatkę i potem na dwór). Szczęście w nieszczęściu, że mieszka obok starsza sąsiadka, która współdzieli z nami korytarz. Wyobraźcie sobie, wychodzicie z mieszkania a tutaj piękne zapachy wydobywają się przez okienko z czyjejś łazienki.
Nic tylko pogratulować architektom - zaufaj mi, jestem inżynierem-.

Do tego ten kurz pojawiający się znikąd. Przecieram półkę, odwrócę się na chwilę, patrze a tu znowu kurz. I tak w kółko. To uroki starych mieszkań bez remontu. Co innego gdyby to było moje moje, wywalić wszystko na śmietnik, zrobić remont, a przynajmniej odświeżyć. I już by było inaczej. Niestety nie stać mnie na to żeby inwestować w mieszkanie, w którym mam nadzieje spędzie nie więcej niż kilka miesięcy. 


I to nie jest tak, że jestem pedantką. 

Bo nieprzesadny bałagan mi nie przeszkadza. 
Przeszkadza mi syf, zwłaszcza nie mój. 

      Zdjęć póki co nie będzie. Sprzęt poleciał na gwarancję, a kalkulatorem robić nie będę. Mam nadzieję, że teraz posty będą się pojawiać regularnie. 



Ps. Macie jakiś sposób na muszki owocówki? 


2 komentarze:

  1. Cześć, znam pewien sposób na te wstrętne muszki (nie praktykowałem, ale słyszałem, że działa) musisz do słoika czy szklanki wrzucić jakieś gnijące owoce, coś słodkiego czym je zwabisz, zrobić im jakiś otwór żeby swobodnie tam wlazły, ale żeby nie wyleciały gdzieś bokiem, musi to być szczelne. Dla nich ten słoiczek będzie niesamowitym przysmakiem. Kiedy już wszystkie zwabisz szybko pozbywasz się słoika jak najdalej się da (najlepiej do tej apteki oddalonej o 5km. od domu haha i po problemie) :)

    P.S. Miło czyta się Twoje wpisy. Pozdrawiam i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, akurat mam jabłka, co prawda nie gnijące, ale powinny się nadać. Mam nadzieję, że poskutkuje. A słoik podrzucę do najbliższej apteki za to, że jest nieczynna w weekendy ;)

    Ciesze się, że mój blog przypadł Ci do gustu. Zapraszam do regularnych odwiedzin.
    Pozdrawiam MamaW.

    OdpowiedzUsuń